Nic nie trwa wiecznie.

Czasami myślimy, że mamy wszystko i nigdy to się nie skończy. Nie każdy związek przetrwa wszystko. Mimo lat i budowania ludzie się rozstają. To jest normalne, bo czasami po prostu drogi się rozchodzą. Mimo że się kochają to i tak to nie wystarcza. To nie jest po części nasza wina, czasami po prostu tak się dzieje i nie zmienimy naszego losu.Mój związek można powiedzieć, że był idealny. Układało nam się bardzo dobrze. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym być kiedyś z innym mężczyzną. Wszystko było dobrze. Początki jak zawsze cudne, poznawaliśmy się i można było powiedzieć, że idealnie pasujemy do siebie. Lubiliśmy robić te same rzeczy i podobne mieliśmy zainteresowania. Znajomych mieliśmy takich samych, więc jakieś wyjścia były zawsze razem. Jeśli już wychodziliśmy osobno to nie było przeszkód, bo wiedziałam, że on nic nie zrobi co miałoby mnie skrzywdzić. Moi rodzice jego uwielbiali, mama była nim zachwycona. Z jego rodzicami było podobnie, tylko często z nimi się nie spotykaliśmy, bo mieszkali w innym mieście. Każdy wolny czas poświęcaliśmy sobie, nie było takiego czegoś, że nie bo coś tam. Chcieliśmy zbudować naprawdę coś trwałego.Po 2 latach postanowiliśmy zamieszkać razem, wynajęliśmy małe, ale cudne mieszkanko. Moi rodzice nam pomogli w przeprowadzce. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi, mieliśmy w końcu coś swojego. Na początku w ogóle nie wychodziliśmy, spędzaliśmy cały czas w mieszkaniu. Rano robiłam mu śniadanka do pracy i gotowałam obiady, póki ja nie znalazłam pracy. Wieczorami zawsze czas był dla nas, zawsze on coś wymyślił fajnego. Później już znajomi przychodzili dla nas, niektórzy nawet byli zazdrośni. Że tak szybko poszliśmy na swoje. Jego przyjaciółka nie ufała mi, wtedy nie wiedziałam, o co jej chodzi. Po prostu myślałam, że jest ostrożna, bo poprzednia jego dziewczyna zdradziła go i on strasznie to przeżył. Zawsze traktowała mnie chłodno, ale jakoś nie nastawiała mnie przeciwko niemu.Po niecałych 2 latach naszego mieszkania pojechaliśmy, w góry. Nie wiedziałam co planuje, ale gdy poszliśmy do takiej małej knajpki to oświadczył mi się. Przygotował bardzo fajnie, górale śpiewali. Knajpka była fajnie ozdobiona i byliśmy sami. Wtedy właśnie poczułam, że chce zostać jego żoną i mieć z nim dzieci. Nadal układało nam się bardzo dobrze. Jeśli się kłóciliśmy to nie długo. Zawsze dużo rozmawialiśmy i próbowaliśmy dogadywać co nam nie pasuje.Później było lepiej nawet najlepszy czas, jaki przeżyliśmy. Mieliśmy więcej czasu dla siebie, cały czas gdzieś jeździliśmy. Było pięknie, widziałam jak on bardzo się starał, żebym mnie uszczęśliwić. Nigdy bym nie pomyślała, że spotkam tak cudownego faceta, który da mi to, co potrzebuje. Myślałam ze związek wygląda inaczej a tutaj można było powiedzieć, że dogadywaliśmy się bez słów.Na rocznice pięciu lat postanowiliśmy polecieć do Indii, tam też było wspaniale. On zawsze organizował wszystko, nigdy się nie nudziliśmy. Jak już wróciliśmy zaczęło się coś zmieniać. Zaczęliśmy się kłócić coraz bardziej, on wracał z pracy coraz później, a ja już przestałam czekać. Jakoś zaczęliśmy unikać, tak bez powodu. Myślałam, że mamy jakiś kryzys i chciałam chwile przeczekać, by coś zmienić. Tylko on nie miał ochoty już spędzać czasu ze mną, był strasznie zmęczony. Rozumiałam to bo awansował i miał więcej pracy. Tylko że ja byłam wciąż w jego życiu i chciałam z nim, chociaż godzinę dziennie spędzić. A nasze rozmowy zaczęły wyglądać tak, że rozmawialiśmy tylko o pracy.Minął miesiąc i nadal nic się nie zmieniło, zaproponowałam mu, żebyśmy na weekend pojechali do moich rodziców, niestety nie zgodził się. Wymigiwał się pracą to zaplanowałam sobie coś innego, z dziewczynami postanowiłam wyjść na jakąś imprezę. On nawet nie zwrócił na to uwagi, że gdzieś wychodzę, jak wrócił z pracy to mówił, że kumple do niego przyjdą. Tylko mam do niego zadzwonić jak będę wracać, żeby wtedy już poszli. W clubie było dobrze, dopóki nie spotkałam jego przyjaciółki. Ona udawała, że mnie nie widzi, ale ja z grzeczności podeszłam i się przywitałam. Ona od razu wypaliła z tekstem, że wiedziała, że ja mu się znudzę, bo jestem za mało interesująca dla niego. Strasznie mnie to zabolało i od razu pojechałam do domu. On się dobrze bawił, ja byłam tak strasznie zła, że wyrzuciłam jego kolegów. Wtedy zaczęła się kłótnia i wszystkie wyrzuty. Ja obwiniałam go o to wszystko, a on tak samo mnie. Po kłótni spakował kilka rzeczy i wyszedł bez słowa. Martwiłam się o niego i dzwoniłam po znajomych. Nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie jest. Dopiero po kilku dniach napisał mi, że jest u kumpla. Zapytałam go, kiedy wróci, a on powiedział, że potrzebuje kilka dni dla siebie. Rozumiałam to i może to było dobre rozwiązanie na ten moment. Minęło dwa tygodnie i nic się nie zmieniało. Dzwonił kilka razy, ale zapytać mnie co tam się u mnie dzieje. Postanowiłam go odwiedzić, ale dziewczyna jego kumpla powiedziała, że poszli się gdzieś napić.Wróciłam do domu i naprawdę zaczęłam się bać o nas związek i co będzie dalej. W nocy on zaczął się dobijać do drzwi. Był strasznie pijany, jak go wpuściłam od razu zaczął płakać i mnie przepraszać. W tamtej chwili nie rozumiałam, o co mu w ogóle chodzi. Dopiero po chwili wyznał mi, że całował się z jego przyjaciółką. Mówił, że ona wyznała mu, że go kocha, a on od razu ją pocałował. Zapytałam go czy odwzajemnia jej uczucia, ale zapewniał mnie, że nie. Mówił, że naprawdę nie wie, w co w niego wstąpiło i czy mu wybaczę. Poprosiłam go, żeby wyszedł i dał mi kilka dni do przemyśleń. Mimo wszystko nie spał z nią, ale i tak mnie to zabolało. Źle się z tym czułam, nie wiedziałam jak zareaguje jak ją zobaczę, lub gdy przy nim ją zobaczę. Po kilku dniach postanowiłam dać mu szanse. Wrócił i znowu było tak samo, jak kiedyś. Coraz więcej wychodziliśmy, zabierał mnie w różne miejsca. Tylko w środku jakoś straciłam do niego zaufanie. Bałam się, że jak pójdzie gdzieś sam to stanie się coś gorszego. Dlatego jak zapytał mnie czy może wyjść z kumplami to zrobiłam mu straszną awanturę. Później postanowiłam, że zadzwonię po przyjaciółki i wyjdziemy wszyscy razem. Poszliśmy do nowo otwartego clubu. Bawiliśmy się tak jak kiedyś, byliśmy tylko my. Nic innego się nie liczyło, ale jego kumpel potrzebował chwile rozmowy z nim i wyszli. Wtedy przyszła jego przyjaciółeczka. Podeszła do mnie tak jakby nic się nie stało. Pytała mnie mi się układa i takie tam. Powiedziałam jej, żeby od niego trzymała się z daleka, ale ona na to, że nigdy nie zmienię jego uczuć do niej. Olałam to i poszłam jego poszukać. Po chwili jego znalazłam i poszliśmy tańczyć. Później jak wróciliśmy do znajomych ona nadal tam była. Kleiła się do niego cały czas, on nic jej nie mówił i prawie w ogóle nie zwracał nią uwagi. Dopiero jak usiadła koło niego i zaczęła go miziać po nodze to on się oburzył a ja nie wytrzymałam. Wpadłam w jakiś szał i nie panowałam nad sobą. Zaczęła się kłótnia, nikt nie potrafił mnie uspokoić. Nagle ją uderzyłam i zaczęłam ciągnąć za włosy. On wtedy nas rozdzielił i pojechaliśmy do domu. Byłam strasznie na siebie zła, on nie komentował tego, co się stało. Dopiero rano, gdy zapytałam go czy możemy się z nią spotkać, bo chce ją przeprosić. Zgodził się, ona, gdy usłyszała co mam jej do powiedzenia to wyśmiała mnie i dodała, że będzie o niego walczyć. On mówił, że zakończy z nią znajomość, bo zaczyna go to męczyć. I tak się stało, ale już nic nie było tak samo. Cały czas kłóciliśmy się, teraz ja zaczęłam go unikać. Mimo wszystko on próbował jakoś się starać, ale obydwoje wiedzieliśmy co się dzieje. Nie potrafiliśmy nawet już ze sobą rozmawiać, po prostu tylko ze sobą mieszkaliśmy. To zaczęło nam sądzić, on coraz częściej zaczął wychodzić, a ja zamykałam się w mieszkaniu. Wiedzieliśmy, że to się wypaliło między nami, ale nie potrafiliśmy o tym porozmawiać. Baliśmy się, że po prostu się rozstaniemy. Byliśmy już trochę razem i byliśmy do siebie przyzwyczajeni.Mijały dni, a my coraz bardziej się oddalaliśmy od siebie. Po jakimś czasie postanowiliśmy w końcu porozmawiać i efekt tego było, że on się wyprowadził. Tak, rozstaliśmy się i myślę, że to był dobry wybór. Tak myślałam na tamten moment. Było ciężko na początku, jemu tak samo. Nie urywaliśmy kontaktu. Rozmawialiśmy często, ale to już nie było to samo.Któregoś dnia dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zawsze marzyłam o tym, żeby moje dziecko miało przy sobie obydwoje rodziców, dlatego postanowiliśmy zacząć wszystko od nowa. Tylko było tak samo, jak przed rozstaniem. Co chwile kłótnie i narzekanie. Wiedzieliśmy, że w tym momencie nie zbudujemy tego od nowa.A teraz oczekuje na poród, zostało mi trzy tygodnie. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. On nie zostawił mnie, jest ciągle przy mnie. Nie wróciliśmy do siebie, ale jest lepiej. Wiem, że mimo wszystko jak nie wrócimy do siebie to on nas nie zostawi. Teraz nie wiem co będzie z rok lub dwa. Jest nadzieja, że jeszcze wrócimy do siebie. Teraz o tym nie myślę. Przygotowuje się do porodu. Zajmuję się tylko naszym dzieckiem. Kocham go nadal i jego uczucia się do mnie nie zmieniły. Czasami tak się dzieje, że miłość nie wystarcza, ale nie trzeba tracić nadziei, że już nigdy się nie wróci. Na wszystko trzeba czasu, czasami musi dużo czasu minąć, by być znów gotowym. Jak jest, choć cień nadziei to nie warto rezygnować z czegoś pięknego.

Komentarze

Popularne posty

Popularne posty