Żegnaj kochanie.

Moje życie codziennie wygląda tak samo. Budzę się rano i jadę do szpitala. Jestem Onkologiem od 2 lat i moje całe życie poświęciłam szpitalowi. Jeśli nie mam dyżuru to i tak czytam książki związane z rakiem. Chcę pomagać ludziom z tą chorobą, bo ta choroba jest straszna. Rodzina mieszka na drugim końcu Polski, a znajomi to tylko ze szpitala. Jestem typem samotnika, przez to nie mam żadnych problemów, ale pewnego dnia poznałam kogoś, kto zmienił moje życie.

To zdarzyło się dokładnie rok temu przywieziono na odział mężczyznę z rakiem. Jego stan nie był aż tak poważny, bo rak był wykryty bardzo szybko. Zajmowałam się tym pacjentem i tak zaczęła się moja historia. On był bardzo zdruzgotany tą wiadomością i myślał, że nic mu nie pomoże. Rozmawiałam z nim bardzo często o tym, przynosiłam mu dużo informacji o tym raku. Przez ten czas zaczęliśmy się zaprzyjaźniać, on był bardzo ciepłym, spokojnym, a zarazem z humorem mężczyzną. Uwielbiał żartować, jego pasją były motocykle. Bardzo dużo czasu z nim spędzałam, mimo że nie miałam dyżuru potrafiłam z nim siedzieć. Interesował mnie ten człowiek był taką wielka zagadką. Po trzech miesiącach znajomości dopiero zaczął otwierać się, opowiadał mi o swoim życiu. Miał żonę i córeczkę, ale gdy dowiedziały się o chorobie zostawiły go. Cierpiał z tego powodu, bo chciał widywać się z córką. Dlatego ja postanowiłam z nią porozmawiać tylko nie wiedziałam, że to się źle skończy. Jego żona już miała innego mężczyznę i nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Stwierdziła, że on i tak długo nie będzie żył wiec nie ma po co się z nim rozwodzić. On zostawił jej wszystko, firmę, dom, samochód. Zresztą tak się poznali, bo ona była jego sekretarką. Próbowałam tak kilka razy z nią rozmawiać, ale bezskutecznie. Jarek, bo miał tak na imię, stracił jakąkolwiek nadzieję, ale zdarzył się wypadek i złamałam nogę. Przez kilka dni nie miałam z nim kontaktu, jak dzwoniłam to nie odbierał. Zaczęłam uświadamiać sobie, że mi na nim zależy i brakuje mi naszych rozmów. Po dwóch tygodniach wróciłam do pracy, Jarek chłodno mnie przywitał. Nie chciał w ogóle ze mną rozmawiać. Zapytałam go co się stało, ale on traktował mnie jak powietrze. Odpuściłam, nie chciałam naciskać, a jeśli będzie chciał mi powiedzieć to na pewno mi powie. Pewnego dnia znalazłam liścik swojej szafce, nie wiedziałam od kogo, ale po przeczytaniu wiedziałam, że to od Jarka. Było w nim napisane, że lepiej jest tak jak jest, bo on zaczął coś czuć do mnie, ale umiera więc nie chce mnie ranić. Kończyłam już dyżur, ale i tak postanowiłam z nim porozmawiać tylko niestety on był na badaniach. Na drugi dzień miałam wolne i postanowiłam przeczekać ten jeden dzień z rozmową. Następnego dnia zauważyłam, że odwiedziła go żona, był szczęśliwy z tego powodu, bo obiecała, że będzie przyprowadzać córkę. Nadszedł wieczór i wiedziałam, że w końcu muszę to zrobić, ale gdy próbowałam coś z siebie wydusić, on zaczął opowiadać o swojej żonie. Pomyślałam sobie wtedy, że pewnie wrócili do siebie więc postanowiłam dać sobie spokój. Przez tydzień codziennie odwiedzała go żona z córką wyglądali na szczęśliwy. Z jednej strony zazdrościłam jej, że ma tak cudownego mężczyznę przy sobie, ale z drugiej cieszyłam się, bo widziałam, jak on tęskni za córką. Nadeszła niedziela i po południu poszliśmy na spacer. Rozmawialiśmy jak kiedyś, on wypytał mnie o moich byłych facetów. Gdy usiedliśmy na ławce, zrobiło mi się trochę niezręcznie, bo Jarek złapał mnie za rękę. Widział, że się zawstydziłam to uśmiechnął się i mnie pocałował. Jak już przestaliśmy to od razu zapytałam się o jego żonę, a on zaśmiał się i powiedział, że ona przychodzi tylko dlatego bo chcę żeby zmienił testament. Pocałowałam go kolejny raz, a on powiedział, że mnie może mnie się oprzeć, ale nie możemy, bo powinnam znaleźć sobie zdrowego mężczyznę. Wtedy dla mnie to nie miało znaczenia, bo jeśli miał umrzeć to chciałam z nim być. Kochałam go bardzo, bo dla mnie wszystko inne nie miało sensu. Kilka dni później  była pora obiadowa, zawołano mnie do jego pokoju. Zmartwiłam się, bo myślałam, że coś się stało. Jak weszłam on siedział na wózku ubrany w garnitur i zapytał się czy zostanę jego żoną. Od razu się zgodziłam, przytuliłam go najmocniej jak umiałam. Tylko martwiło mnie to, że on ma żonę, spytałam go co będzie dalej, a on powiedział, że złożył papiery rozwodowe. Mimo że był chory chciał cieszyć się mną tyle czasu ile to było możliwe. Ten czas był tak piękny, że czułam się jakbym była w bajce. Tylko miesiąc później dowiedzieliśmy się, że m a przeżuty do mózgu. Dla nas to była tragedia, ja straciłam jakąkolwiek nadzieje. Jego stan od razu się pogorszył. Czasami tracił pamięć, nie mogliśmy już nic robić. Opiekowałam się nim najlepiej jak tylko mogłam. Mijały tygodnie, a było coraz gorzej. Wiedziałam, że go stracę, że znowu zostanę sama, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie potrafili dać nam jeszcze trochę czasu, by się sobą nacieszyć. W tym czasie nie mogłam skupić się na pracy. Myliłam się cały czas dlatego wzięłam wolne. Siedziałam przy jego łóżku i miałam nadzieję, że coś się zmieni, ale mimo wszystko byłam lekarzem i wiedziałam, że nic się nie zmieni. Jarek prosił mnie bym dała sobie spokój i odeszła, bo nie chce bym widziała go w takim stanie, ale ja nie potrafiłam go tak po prostu zostawić. Kolejny miesiąc był jeszcze gorszy, prawie z nim nie było kontaktu. Już mnie nie poznawał, nie uśmiechał się na mój widok. Byłam silną osobą, bo byłam przyzwyczajona, że ludzie umierają, ale na fakt, że on umiera dostawałam szału. Rano dostałam wiadomość, że jemu się polepszyło i czeka na mnie. W jednej chwili byłam prze szczęśliwa, ale z drugiej wiedziałam co się stanie. Przyjechałam jak najszybciej jak tylko mogłam. Od razu mnie pocałował jak podeszłam do niego. Był taki szczęśliwy, bo myślał, że pokonał chorobę, a ja nie miałam odwagi powiedzieć mu prawdy. Spędziliśmy cały dzień razem, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Wieczorem odwiedziła go córka, poprosił mnie wtedy i powiedział, że Martynka chce mieć rodzeństwo. Ucieszyłam się i zgodziłam, ale wiedziałam, że nigdy to nie nastąpi. Kolejne trzy dni były wspaniałe, chodziliśmy na spacery, nawet jednego dnia zrobił w pokoju kolacje dla nas. Było tak romantycznie, nic innego się nie liczyło tylko my. Kiedy kładłam się spać myślałam tylko o jednym, żeby żył jak się obudzę. Dni mijały, a my cieszyliśmy się sobą jak tylko mogliśmy. Nigdy nie kochałam nikogo tak jak jego, ale nasza miłość nie miała żadnych szans. Po tygodniu, w nocy dostałam esemesa od niego ' żegnaj kochanie'. W tym momencie mój świat też się skończył. Teraz żyję, bo urodziłam się, by pomagać innym, ale już nic nie ma takiego sensu. Każdy dzień jest taki sam. Wróciła dawna codzienność tylko teraz czuję pustkę w sercu, ale czekam na dzień, w którym się znowu spotkamy. Nie wiem, kiedy to nastąpi może za rok, a może za 50 lat. Jedynie co wiem, to to że będę go kochać tak samo i nigdy o nim nie zapomnę, bo umierając zabrał moje serce ze sobą.

Komentarze

Popularne posty

Popularne posty